26 czerwca 2012

Zdjęcia

Wiele lat unikałem fotografii, a raczej znajdowania się na nich. Po części dlatego, że akceptacja swojego wyglądu to trudny temat i może się wydawać, że czego oczy nie widzą, tego serce nie boli (jeśli chodzi o własną aparycję i posturę - to tak nie działa, wierzcie mi). Trochę też dlatego, że mam w rodzinie fotograficznego maniaka w postaci własnej rodzonej matki, która przy każdej okazji odróżniającej się w dowolny sposób od zwykłego dnia wyciąga aparat - pospolitą cyfrówkę, czy też swojego wiekowego, aczkolwiek niezawodnego Zenita, by uchwycić wszystko i wszystkich - głupie miny, niestosowne ubrania, rozwiane czupryny także. Jeśli potem trzeba kilkukrotnie wygrzebać z dysku komputera kilkadziesiąt zdjęć uczynionych na czyichś urodzinach i w żółwim tempie pokazywać je wielce zainteresowanej rodzinie i znajomym - mieszanka nudy i zażenowania potrafi zniechęcić do wszelkiej fotografii.

Ale wraz z przekroczeniem magicznej granicy wieku opatrzonej metką "matura" i wkroczenie w wiek z dwójką z przodu zaczynają się w życiu spore zmiany i podejście do wszystkiego nagle zmienia się rónież. Nagle buńczuczne nastawienie "wolę zapamiętywać i patrzeć, przeżywać i magazynować wspomnienia" okazuje się zupełnie nietrafione.  Z pierwszego roku studiów nie mam praktycznie żadnych zdjęć. Nic nie dokumentuje mnóstwa poznanych ludzi, miejsc, sytuacji, które zmieniły moje życie, czy po prostu nadały mu nowych rys. Poza zdjęciami przypadkowymi, zbieraniną ciekawostek i przeterminowanych faktów, oraz dosłownie namiastką zdjęć z jakiegoś wyjazdu nie mam nic. Żadna stopklatka nie zamroziła w czasie nawet ułamków emocji i nastrojów. Jest co wspominać? Oczywiście, że tak. Ale pamięć zlewa wszystko w niedookreśloną impresję, wspomnienia rozmywają się i bez wyobraźni nie sposób jest je zrekonstruować.
Tymczasem uciekł mi kolejny rok.

To zaskakujące, ale teraz już chcę być na zdjęciach. Chcę być częścią czegoś, brać w czymś udział - nie tylko na żywo, ale też we wspomnieniach. Chcę zatrzymać czas choć w ten prymitywny sposób, bo w żaden inny nie będzie mi dane, a w przeciwnym razie - choć przeżycia będą pełne, kompletne - to i tak obawiam się, że coś stracę. Może to głupi sentymentalizm, ale to się dla mnie nie liczy. Jest mi trochę wstyd, gdy myślę, że pierwsze i jedyne zdjęcie z człowiekiem, z którym mieszkałem rok w jednym pokoju, zrobiliśmy sobie w dzień jego wyjazdu. Trudno jest wzruszyć ramionami i się z tym pogodzić, jeśli wspomina się ten rok naprawdę dobrze.

Być może fotografie w jakiś sposób spowalniają czas - niektórzy zdają się mieć taką nadzieję. Niektórym może już tylko ona pozostała. Może rzeczywiście coś w tym jest. Doświadczenie błyskawicznego przemijania dni-naszego-życia, jakkolwiek intensywne i ekscytujące - obserwowane z chwilowego dystansu potrafi zwyczajnie zdołować. W dzisiejszych czasach schyłkowość może dopaść i pognębić nawet dwudziestolatka, jeśli tylko dobrze się postara. Nie dajmy się bez walki. Zostawmy sobie fizyczny ślad, za który pamięć będzie nam kiedyś wdzięczna. I pędźmy dalej.